Mozart
Mozart
/Zdjęć będzie duuużo, więc hostuję zewnętrznie/
Relacja od samego początku, czyli od przybycia do Suchego
Jak wiadomo, na początku był chaos
Plecak, torba, kurtka, nosidełko i wszelkie inne skarby wzbudziły ogromne zainteresowanie ( a właśnie sobie uprzytomniłam, że katanka nie wróciła ze mną do Szczecina )
Po wyszarpaniu smyczy, zwiedzeniu nosidełka i pogryzieniu pieluchy, rodzinka poległa...
... w ulubionej ogarzej pozycji, ofkors
Mozart dostał na wstępie nową obrożę:
I przyszedł czas na integrację:
Chociaż maluchy miały to w poważaniu
Mozart od samego początku okazał się straszną przylepą:
... z ulubioną pozycją na człowiekowej ręce ( ilekroć pod nosem znajduje się dłoń, łokieć, albo kolano, Mozart wtula się i zasypia)
Za to zdjęcie trochę mi głupio. Zachowałam się jak szczeniak...
Przed odjazdem trzeba było, rzecz jasna, przechrzcić nosidełko. Żeby się bratu dobrze jechało (Weszła nawet Lili)
W drodze na dworzec był płacz w samochodzie, Bo Mozartowi podróże autem nie przypadły do gustu Ale pociąg, o, to co innego. Od razu poszło spańsko:
...z przerwami na zabawę i radochę:
...i dalsze spanie...
...w najróżnieszych...
...pozycjach
A tymczasem do przedziału pielgrzymowali zachwyceni maluchem współpasażerowie, a ja reklamowałam rasę oooj, jak ja reklamowaaaałam!
Mozart, towarzyska bestia, budził się tylko wtedy - i zaczynało się merdanie ogonem i zapraszanie do zabawy. Nie ma to tamto, mój pies nieśmiały z pewnością nie jest
Tuż przed wysiadką, zmęczeni i szczęśliwi, że podróż dobiega końca:
Pierwsze minuty w mieszkaniu otworzyło porządne sikanie - na gazetę. Kliker poszedł w ruch
Potem była ostatnia micha...
... i zabawa.
Aż w końcu padłem...
... na placu boju.
I przenieśli mnie do łóżka:
Gdzie, chrapiąc, legam do chwili obecnej:
W tej chwili już zupełnie obok, z podwiniętym uchem i jęzorem między zębami
Mozart okazał się niebywale ufny, przyjazny i spokojny. Sprawia wrażenie psa, który niesamowicie ufa ludziom i w chwilach stresu potrzebuje po prostu życzliwej ludzkiej ręki do powąchania.
Nowe mieszkanie przywitał merdaniem ogona, czując jakby, że to koniec podróży i od teraz będzie miał święty spokój. Obcmokany i przywołany nowym imieniem przybiega z radością na paszczy.
Jest naprawdę niesamowity i rozumiem już teraz, dlaczego posiadanie ogara może się stać jednostką chorobową. To najbardziej oddana zadziora, jaką kiedykolwiek miałam okazję wziąć pod swój dach Tak ufny, otwarty na ludzi i głodny ludzkiej obecności... Chyba nie muszę się w tym temacie rozpisywać - po prostu macie na forum kolejną zakochaną właścicielkę. To był naprawdę dobry wybór. Jest szalenie mojszy!
I śpi w pozycjach, których istnienia nawet nie podejrzewałam
(Wioleto, dziękuję! Przyjedziemy z wizytą, kiedy tylko będzie to możliwe )
Relacja od samego początku, czyli od przybycia do Suchego
Jak wiadomo, na początku był chaos
Plecak, torba, kurtka, nosidełko i wszelkie inne skarby wzbudziły ogromne zainteresowanie ( a właśnie sobie uprzytomniłam, że katanka nie wróciła ze mną do Szczecina )
Po wyszarpaniu smyczy, zwiedzeniu nosidełka i pogryzieniu pieluchy, rodzinka poległa...
... w ulubionej ogarzej pozycji, ofkors
Mozart dostał na wstępie nową obrożę:
I przyszedł czas na integrację:
Chociaż maluchy miały to w poważaniu
Mozart od samego początku okazał się straszną przylepą:
... z ulubioną pozycją na człowiekowej ręce ( ilekroć pod nosem znajduje się dłoń, łokieć, albo kolano, Mozart wtula się i zasypia)
Za to zdjęcie trochę mi głupio. Zachowałam się jak szczeniak...
Przed odjazdem trzeba było, rzecz jasna, przechrzcić nosidełko. Żeby się bratu dobrze jechało (Weszła nawet Lili)
W drodze na dworzec był płacz w samochodzie, Bo Mozartowi podróże autem nie przypadły do gustu Ale pociąg, o, to co innego. Od razu poszło spańsko:
...z przerwami na zabawę i radochę:
...i dalsze spanie...
...w najróżnieszych...
...pozycjach
A tymczasem do przedziału pielgrzymowali zachwyceni maluchem współpasażerowie, a ja reklamowałam rasę oooj, jak ja reklamowaaaałam!
Mozart, towarzyska bestia, budził się tylko wtedy - i zaczynało się merdanie ogonem i zapraszanie do zabawy. Nie ma to tamto, mój pies nieśmiały z pewnością nie jest
Tuż przed wysiadką, zmęczeni i szczęśliwi, że podróż dobiega końca:
Pierwsze minuty w mieszkaniu otworzyło porządne sikanie - na gazetę. Kliker poszedł w ruch
Potem była ostatnia micha...
... i zabawa.
Aż w końcu padłem...
... na placu boju.
I przenieśli mnie do łóżka:
Gdzie, chrapiąc, legam do chwili obecnej:
W tej chwili już zupełnie obok, z podwiniętym uchem i jęzorem między zębami
Mozart okazał się niebywale ufny, przyjazny i spokojny. Sprawia wrażenie psa, który niesamowicie ufa ludziom i w chwilach stresu potrzebuje po prostu życzliwej ludzkiej ręki do powąchania.
Nowe mieszkanie przywitał merdaniem ogona, czując jakby, że to koniec podróży i od teraz będzie miał święty spokój. Obcmokany i przywołany nowym imieniem przybiega z radością na paszczy.
Jest naprawdę niesamowity i rozumiem już teraz, dlaczego posiadanie ogara może się stać jednostką chorobową. To najbardziej oddana zadziora, jaką kiedykolwiek miałam okazję wziąć pod swój dach Tak ufny, otwarty na ludzi i głodny ludzkiej obecności... Chyba nie muszę się w tym temacie rozpisywać - po prostu macie na forum kolejną zakochaną właścicielkę. To był naprawdę dobry wybór. Jest szalenie mojszy!
I śpi w pozycjach, których istnienia nawet nie podejrzewałam
(Wioleto, dziękuję! Przyjedziemy z wizytą, kiedy tylko będzie to możliwe )
Ostatnio zmieniony poniedziałek 19 mar 2012, 21:31 przez zybalowie, łącznie zmieniany 35 razy.
Re: Mozart
Och!... Z jaką sympatią i radością wewnętrzną czyta się takie posty...
Życzę Wam wielkiej radości i zadowolenia z wspólnago życia! Niech maluch zdrowo się chowa, rozrabia w granicach rozsądku i nadal wszędzie promuje piękno OGARA
Życzę Wam wielkiej radości i zadowolenia z wspólnago życia! Niech maluch zdrowo się chowa, rozrabia w granicach rozsądku i nadal wszędzie promuje piękno OGARA
Re: Mozart
Tak właśnie czytałamDanuta pisze:Och!... Z jaką sympatią i radością wewnętrzną czyta się takie posty...
Zazdroszczę ,nie mam takiego daru pięknego opisywania ,natomiast też pochwalić mogę tę niesamowicie roześmianą mordkę ,ktoś zrobił cudne zdjecie z roześmianym Mozartem ,życzę ,życzę Wam jak najwięcej ,co tam ! ,po prostu tylko takich zawsze pięknych wspólnych dni i nocy
- Aszemi
- Posty: 6177
- Rejestracja: środa 15 paź 2008, 20:55
- Gadu-Gadu: 4921992
- Lokalizacja: Szczecin
- Kontakt:
Re: Mozart
Eh super już sie nie moge doczekać spotkania z tym malcem
Re: Mozart
Gratulacje!
A jak Mozart ma naprawdę na imię ? Bo ja operuję papierowymi żeby było wygodniej i tak "naprawdę" A tu się dużo imion pozmieniało i się gubię
Swoją drogą nosidełko (choć śliczne) to wam chyba za długo nie posłuży...ale do pociągu na pierwszą jazdę fajna rzecz
A jak Mozart ma naprawdę na imię ? Bo ja operuję papierowymi żeby było wygodniej i tak "naprawdę" A tu się dużo imion pozmieniało i się gubię
Swoją drogą nosidełko (choć śliczne) to wam chyba za długo nie posłuży...ale do pociągu na pierwszą jazdę fajna rzecz
Re: Mozart
Z WIELKIM ZADOWOLENIEM STWIERDZAM...... A NIE MÓWIŁAM!!!!!zybalowie pisze: Mozart okazał się niebywale ufny, przyjazny i spokojny. Sprawia wrażenie psa, który niesamowicie ufa ludziom i w chwilach stresu potrzebuje po prostu życzliwej ludzkiej ręki do powąchania.
Nowe mieszkanie przywitał merdaniem ogona, czując jakby, że to koniec podróży i od teraz będzie miał święty spokój. Obcmokany i przywołany nowym imieniem przybiega z radością na paszczy.
Jest naprawdę niesamowity i rozumiem już teraz, dlaczego posiadanie ogara może się stać jednostką chorobową. To najbardziej oddana zadziora, jaką kiedykolwiek miałam okazję wziąć pod swój dach Tak ufny, otwarty na ludzi i głodny ludzkiej obecności... Chyba nie muszę się w tym temacie rozpisywać - po prostu macie na forum kolejną zakochaną właścicielkę. To był naprawdę dobry wybór. Jest szalenie mojszy!
Masz wspaniałego psa!
Dużo szczęścia i słodyczy brat Calvados Państwu życzy
Re: Mozart
Czarli z Liliowych ŁąkAnia W pisze:Gratulacje!
A jak Mozart ma naprawdę na imię ? Bo ja operuję papierowymi żeby było wygodniej i tak "naprawdę" A tu się dużo imion pozmieniało i się gubię
Kosztowało grosze - było szyte ręcznie - jak na swoją cenę, jest bombowe. A poza podróżą spełnia pożyteczną funkcję legania, bo dostałam informację, że sprzedawca z Allegro z powodu urlopu nie wyrabia się z zamówieniami - więc Mozart śpi sobie na razie w wypachnionym przez mamę i braci nosidełkuAnia W pisze:Swoją drogą nosidełko (choć śliczne) to wam chyba za długo nie posłuży...ale do pociągu na pierwszą jazdę fajna rzecz
Re: Mozart
zybalowie pisze:/
(Wioleto, dziękuję! Przyjedziemy z wizytą, kiedy tylko będzie to możliwe )
To ja dziękuję za to, że kolejny szczeniak ma super Rodzinkę
Czekamy na Was, wizyty dzieciaków Lili sprawią nam prawdziwą frajdę.
El Diabolo!
Pierwsza śmiertelna ofiara
- Załączniki
-
- El Diabolo!
- 25.jpg (156.34 KiB) Przejrzano 32273 razy