Obawiam się, że Panu Gieżyńskiemu chodziło jednak raczej o strzelanie DO psa. Opisując "metodę kontrastu" którą zaleca i prezentuje (polegającą na umiejętnym, naprzemiennym stosowaniu bodźców przykrych i przyjemnych dla psa), zastrzegając wielokrotnie, że
"bicie jako metoda szkoleniowa jest niedopuszczalne", oraz przestrzegając przed łamaniem indywidualności i psychiki psa, pisze równie często w rozdziałach "
zapobieganie złym nawykom' i "
metodyka wychowywania i szkolenia" takie zdania jak np:
"Kiedy pies biega luzem działanie hamujące tego rozkazu (chodzi o "fee") wzmacniamy strzałem z wiatrówki lub procy."
Wydaje mi się, że chodzi o trafienie psa z dwóch względów. 1. Strzał z wiatrówki jest zbyt cichy, żeby miał przestraszyć, a w końcu spore fragmenty książki poświęcone są oswajaniu psa z hukiem wystrzałów.
2. Zakładając, że szkolący ma celne oko, wydaje mi się, że taki wiatrówkowy postrzał np w zad powinien być dla psa o wiele mniej przykry niż np skaleczenie łapy.
Darowując sobie dywagacje z pogranicza etyki i historii, a także jakiekolwiek oceny, (do których nie czuję się upoważniony) chcę jeszcze zauważyć, że z książki wynika również jednoznacznie, że jeżeli chodzi o gradację "środków wzmacniających" Pan Gieżyński jako znacznie bardziej drastyczny traktuje uderzenie psa.
Dwa słowa usprawiedliwienia dla siebie. "Szkolenie psów myśliwskich" była to
pierwsza, profesjonalna psia książka którą miałem w ręku i którą przeczytałem. Jest pewne, że wiele z poglądów Autora na szkolenie i wychowywanie psów utrwaliło się w mojej świadomości. Nawet mimowolnie. Pomimo tego nadal twierdzę, że NIE JESTEM WIELBŁĄDEM.
Pozdrawiam