ŻMIJE

Awatar użytkownika
Wigro
Posty: 1735
Rejestracja: wtorek 21 paź 2008, 00:30
Gadu-Gadu: 0
Lokalizacja: WA-WA

Re: ŻMIJE

Post autor: Wigro »

Mojego kumpla yorka ( jakieś 6 kg psa) walnęła, ale przeżył, 3,5 godziny jechał po surowicę, z Olsztyna do Białegostoku - tam jest. Surowica jest nie wszędzie, bo jest ważna tylko 3 miesiące.Ludzi wożą helikopterami. W Suwałkach na przykład nie ma. Ja dwa razy widziałem, zrobiłem stójkę, i niech się śmieją że jestem cykor, żyję. Jak nie kumam to obchodzę szerokim łukiem.
Kumpelę Bawarską posokównę też uzarła, w pysk, na pomoście co się dzieci kąpią, czarna żmija-mówią że hrabistwo przywiozło z Afryki, posokówna przeżyła tylko na sterydach (Borne Sulinowo- weci słabiutkie,oj słabiutkie)
Podobno my OP mamy przeciwciała, wystarczy dać mleka, ale nie sprawdzajcie raczej, co ?
Pozdrawiam
Ogar dobry:Gęby długiej. Paznokci tępych. Zadu przestronnego, łakomy, zwajca.
Awatar użytkownika
Eni
Posty: 776
Rejestracja: środa 07 maja 2014, 21:30
Gadu-Gadu: 0
Lokalizacja: Głogów/Bardo

Re: ŻMIJE

Post autor: Eni »

Wigro pisze: piątek 01 cze 2012, 20:43 Podobno my OP mamy przeciwciała, wystarczy dać mleka, ale nie sprawdzajcie raczej, co ?
Pozdrawiam
Jeśli ogary mają, to nie wszystkie.

Moją ogarkę żmija ukąsiła w niedzielne, wrześniowe popołudnie na Wyspie Tumskiej w Głogowie.

Byłam ze Stellą na spacerze. Przed nami szły tamtędy dwa bullteriery z grzywkiem (z opiekunami), był też ktoś chyba z JRT i jeszcze dwa małe psy, za nami - w każdym razie Stella nie był jedynym psem w tym rejonie.

W drodze powrotnej, chwilę po wybiciu dwunastej, Stella zeszła ze ścieżki na wygniecioną trawę (tam często parkują wędkarze). Nagle przy jej łapie "przetoczyło" się coś, jakby pętelka srebrnego węża ogrodowego. Wystraszyłam się, że wąż, ale zaraz racjonalizowanie wzięło górę - pewnie ktoś coś znów wywalił, ludzie gdzie nie staną, wyrzucają śmieci.
Ale Stella jakoś tak dziwnie czegoś szuka w trawie. Niby węszy, ale w ukłonie. "Co tam szukasz, Stelcia?" pytam i podchodzę, a mój pies pada na bok i zaczyna lizać łapę. Dopadam więc do niej, oglądam łapę - już w poszukiwaniu śladów dwóch ząbków. Ale nie ma. Szybkie przeszukanie trawy nie ujawnia jednak ani węża, ani śmieci ani szkieł, o które mogłaby się skaleczyć. Znów dopadam do psa, oglądam całą łapkę dokładnie - nie ma ran, nie ma krwi, nie ma kłosów, szkieł, kolców. Ale łapa nad największą poduszką zaczyna puchnąć, a pod futrem robi się krwisto - czerwona.
Czyli coś ją ugryzło. No spoko, zawsze się może zdarzyć - przecież w Polsce jadowita jest żmija zygzakowata, a to coś nie miało zygzaków...

Wołam psa i nastawiam się na szukanie maści ze sterydem w apteczce.

Ale pies zaczyna się słaniać łapach... dyszeć... Podtrzymuję Stellę za szelki i widzę, że jest źle, nie utrzyma się na nogach. Leci przez ręce. Zakładam opaskę nad opuchlizną ze "sznurka" z woreczków (tylko to mam przy sobie - smycz z zapasem worków na psie kupki). Nie wiem, czy tak się robi, ja bym tak swoje ugryzienie odseparowała pilnując, by nie doprowadzić do martwicy, więc staram się i Stellę uchronić - dzwonię po kogoś, bo nie doniosę psa do domu - też wcale nie prosta sprawa, bo jedyna osoba, która odebrała, jest w na działkach kilkanaście km dalej...

Kolejne telefony do lecznic nieodebrane, zaczynam telefony do znanych weterynarzy, pies na rękach, ja dopytuję, co zrobić, gdzie jechać, jak już wyjdziemy z łąki. Całodobowa lecznica nie koniecznie chce się podejmować, nie mają jak pomóc słyszę, trzeba obdzwaniać wrocławskie kliniki w poszukiwaniu "odtrutki na jad", mogą podać tylko steryd i przeciwzapalne...

Nie życzę takiego stresu, bezsilności i takiego widoku własnego psa nikomu.

Co zaskakujące opuchlizna i ognisto-czerwony kolor lapy zeszły równie szybko, co się pojawiły po sterydzie. A pies podekscytowany przestaje dyszeć. Stella nie dostała surowicy, wg wyszukiwarki leków najbliższa w aptece jest na Śląsku, a weterynarze twierdzą, że powszechnie leczy się objawowo.

Nikomu nie życzę takiego stresu i obawy o życie własnego psa... A miało być tylko gorzej po pozornej poprawie...

Stella wydawała się tylko nieco słabsza, ale miała i apetyt i siusiała normalnie i o własnych siłach chodziła. Ale już wieczorem zauważyłam, jakby "odcinało" jej tylne łapki (dokładnie tak, jak robią psy z poważną dysplazją, jakby zamiatała łapami, kołysała zadem - byłam przerażona, co się dzieje).

W poniedziałek rano meldujemy się w lecznicy. Weterynarka (tak to się teraz powinno mówić?) po usłyszeniu historii nie jest absolutnie przekonana co do ukąszenia żmiji - może szerszeń, może coś polizala, że dostała ślinotoku, przecież na własnych łapkach przyszła, wyniki ma w normie. Ale "protokół ukąszeniowy" zastosują. Stella dostaje kroplówkę. spędzamy w lecznicy 6h... Wychodzi o własnych siłach. Ale wieczorem zaczyna się jakby dusić, budzi się i duszy po czym hiperwentyluje się (a przecież wiem, że ją duszenie się stresuje od czasu tego nieszczęsnego kaszlu kennelowego i po to ją

Objawy ukąszenia w necie i instrukcji pierwszej pomocy są nieco inne, mówią o śladzie ukąszenia, martwicy, wydzielinie z rany itd. Nic z tego Stella nie miała, był tylko : srebrny wąż (podobno świeżo po wylince zygzaki są słabo widoczne), opuchlizna, jakby postępujący, ognisto-czerwony krwiak, postępujące osłabienie, bloki III go stopnia w sercu, bradykardia, postępujące problemy z utrzymaniem równowagi i kontroli mięśni, apatia, powiększona i zmieniona w USG śledziona, spadek hormonów tarczycy i uszkodzenie serca.
Oczywiście weterynarze najpierw postawili diagnozę, że musiałam przegapić chorobę serca o tarczycy, a jednak hormony tarczycy pies dostaje ostatecznie w dawce "homeopatycznej", a objawy choroby rozstrzeniowej serca się zmniejszyły... Przez pierwszy miesiąc podawania hormonów tarczycy prawie wcale nie było poprawy w zachowaniu psa - Stella przechodziła 150-200 m o własnych siłach, powoli lub z przystankami, żeby nie popadła w apatię (a ja nie nabawiła się przepukliny od jej noszenia) skolowalam wózek biegowy/riksze i w nim sobie zwiedzała lasy. Praktycznie od razu go zaakceptowała i sama pakowała się do środka, gdy "wyczerpała bateryjki". Gdy wyrównałyśmy poziomy hormonów, dostałyśmy ty zgodę na fizjoterapię i tak oto po miesiącu bez spacerów zaczęłyśmy żmudna walkę o odbudowanie mięśni, sił i kondycji. Dzięki fitnesowi, regularnym wizytom u fizjoterapeutki i planowi rehabilitacji Stella nie tylko zaczęła chodzić, ale wróciła do formy dogtrekkingowej i zrehabilitowała nie tylko mięśnie nóg, ale też serce. Z "błogosławieństwem" kardiolożki i fizjoterapeutki, pół roku od ukąszenia wystartowaliśmy w Wielkopolskim Dogtrekkingu na Łęgach nie tylko zdobywając 3cią lokatę w swojej kategorii, ale robiąc życiówkę.

Pisze to, ponieważ nikt nie chciał mi uwierzyć na początku, że psa ukąsiła żmija, nikt nie miał doświadczenia z ukąszeniem w naszym rejonie... A później nikt nie chciał o psa walczyć, tylko mi współczuli... Znalezienie dobrego specjalisty i fizjoterapia naprawdę wiele potrafią zmienić... A psy mogą różnie zareagować na ukąszenie - nie tylko nerki mogą oberwać, jak byli przekonani weci...
Załączniki
Zdechlak pod kroplówką
Zdechlak pod kroplówką
IMG_20210908_105548.jpg (248.34 KiB) Przejrzano 925 razy
Ciulewna w karocy
Ciulewna w karocy
IMG_20220524_202305.jpg (233.74 KiB) Przejrzano 925 razy
Dekoracja zwycięzców dogtrekkingu
Dekoracja zwycięzców dogtrekkingu
FB_IMG_1647991142011.jpg (163.04 KiB) Przejrzano 925 razy
Wilga
Posty: 1589
Rejestracja: czwartek 22 sty 2009, 17:01

Re: ŻMIJE

Post autor: Wilga »

Magda, super, że opisałaś. Idzie lato i wakacje, więc może da się zrobić listę rzeczy, które powinny stanowić zestaw pierwszej pomocy w razie gdyby pies miał spotkanie ze żmiją.... Ja chyba mam jakąś fobię żmijową. Żadnemu mojemu psu nigdy się coś takiego nie przytrafiło, mimo, że chodzimy po terenach żmijowych (do pracy na torfowisko, gdzie żmij było zatrzęsienie chadzała regularnie moja pierwsza suczka Biba), ale i ja i moja siostra byłyśmy trafione. To były dwa różne przypadki, ja bez większych zabiegów medycznych z tego wyszłam (surowica, coś antytężcowego), ona wylądowała w szpitalu. Pozdrawiam
ODPOWIEDZ