Mozart
: niedziela 29 sie 2010, 00:09
/Zdjęć będzie duuużo, więc hostuję zewnętrznie/
Relacja od samego początku, czyli od przybycia do Suchego
Jak wiadomo, na początku był chaos
Plecak, torba, kurtka, nosidełko i wszelkie inne skarby wzbudziły ogromne zainteresowanie ( a właśnie sobie uprzytomniłam, że katanka nie wróciła ze mną do Szczecina )
Po wyszarpaniu smyczy, zwiedzeniu nosidełka i pogryzieniu pieluchy, rodzinka poległa...
... w ulubionej ogarzej pozycji, ofkors
Mozart dostał na wstępie nową obrożę:
I przyszedł czas na integrację:
Chociaż maluchy miały to w poważaniu
Mozart od samego początku okazał się straszną przylepą:
... z ulubioną pozycją na człowiekowej ręce ( ilekroć pod nosem znajduje się dłoń, łokieć, albo kolano, Mozart wtula się i zasypia)
Za to zdjęcie trochę mi głupio. Zachowałam się jak szczeniak...
Przed odjazdem trzeba było, rzecz jasna, przechrzcić nosidełko. Żeby się bratu dobrze jechało (Weszła nawet Lili)
W drodze na dworzec był płacz w samochodzie, Bo Mozartowi podróże autem nie przypadły do gustu Ale pociąg, o, to co innego. Od razu poszło spańsko:
...z przerwami na zabawę i radochę:
...i dalsze spanie...
...w najróżnieszych...
...pozycjach
A tymczasem do przedziału pielgrzymowali zachwyceni maluchem współpasażerowie, a ja reklamowałam rasę oooj, jak ja reklamowaaaałam!
Mozart, towarzyska bestia, budził się tylko wtedy - i zaczynało się merdanie ogonem i zapraszanie do zabawy. Nie ma to tamto, mój pies nieśmiały z pewnością nie jest
Tuż przed wysiadką, zmęczeni i szczęśliwi, że podróż dobiega końca:
Pierwsze minuty w mieszkaniu otworzyło porządne sikanie - na gazetę. Kliker poszedł w ruch
Potem była ostatnia micha...
... i zabawa.
Aż w końcu padłem...
... na placu boju.
I przenieśli mnie do łóżka:
Gdzie, chrapiąc, legam do chwili obecnej:
W tej chwili już zupełnie obok, z podwiniętym uchem i jęzorem między zębami
Mozart okazał się niebywale ufny, przyjazny i spokojny. Sprawia wrażenie psa, który niesamowicie ufa ludziom i w chwilach stresu potrzebuje po prostu życzliwej ludzkiej ręki do powąchania.
Nowe mieszkanie przywitał merdaniem ogona, czując jakby, że to koniec podróży i od teraz będzie miał święty spokój. Obcmokany i przywołany nowym imieniem przybiega z radością na paszczy.
Jest naprawdę niesamowity i rozumiem już teraz, dlaczego posiadanie ogara może się stać jednostką chorobową. To najbardziej oddana zadziora, jaką kiedykolwiek miałam okazję wziąć pod swój dach Tak ufny, otwarty na ludzi i głodny ludzkiej obecności... Chyba nie muszę się w tym temacie rozpisywać - po prostu macie na forum kolejną zakochaną właścicielkę. To był naprawdę dobry wybór. Jest szalenie mojszy!
I śpi w pozycjach, których istnienia nawet nie podejrzewałam
(Wioleto, dziękuję! Przyjedziemy z wizytą, kiedy tylko będzie to możliwe )
Relacja od samego początku, czyli od przybycia do Suchego
Jak wiadomo, na początku był chaos
Plecak, torba, kurtka, nosidełko i wszelkie inne skarby wzbudziły ogromne zainteresowanie ( a właśnie sobie uprzytomniłam, że katanka nie wróciła ze mną do Szczecina )
Po wyszarpaniu smyczy, zwiedzeniu nosidełka i pogryzieniu pieluchy, rodzinka poległa...
... w ulubionej ogarzej pozycji, ofkors
Mozart dostał na wstępie nową obrożę:
I przyszedł czas na integrację:
Chociaż maluchy miały to w poważaniu
Mozart od samego początku okazał się straszną przylepą:
... z ulubioną pozycją na człowiekowej ręce ( ilekroć pod nosem znajduje się dłoń, łokieć, albo kolano, Mozart wtula się i zasypia)
Za to zdjęcie trochę mi głupio. Zachowałam się jak szczeniak...
Przed odjazdem trzeba było, rzecz jasna, przechrzcić nosidełko. Żeby się bratu dobrze jechało (Weszła nawet Lili)
W drodze na dworzec był płacz w samochodzie, Bo Mozartowi podróże autem nie przypadły do gustu Ale pociąg, o, to co innego. Od razu poszło spańsko:
...z przerwami na zabawę i radochę:
...i dalsze spanie...
...w najróżnieszych...
...pozycjach
A tymczasem do przedziału pielgrzymowali zachwyceni maluchem współpasażerowie, a ja reklamowałam rasę oooj, jak ja reklamowaaaałam!
Mozart, towarzyska bestia, budził się tylko wtedy - i zaczynało się merdanie ogonem i zapraszanie do zabawy. Nie ma to tamto, mój pies nieśmiały z pewnością nie jest
Tuż przed wysiadką, zmęczeni i szczęśliwi, że podróż dobiega końca:
Pierwsze minuty w mieszkaniu otworzyło porządne sikanie - na gazetę. Kliker poszedł w ruch
Potem była ostatnia micha...
... i zabawa.
Aż w końcu padłem...
... na placu boju.
I przenieśli mnie do łóżka:
Gdzie, chrapiąc, legam do chwili obecnej:
W tej chwili już zupełnie obok, z podwiniętym uchem i jęzorem między zębami
Mozart okazał się niebywale ufny, przyjazny i spokojny. Sprawia wrażenie psa, który niesamowicie ufa ludziom i w chwilach stresu potrzebuje po prostu życzliwej ludzkiej ręki do powąchania.
Nowe mieszkanie przywitał merdaniem ogona, czując jakby, że to koniec podróży i od teraz będzie miał święty spokój. Obcmokany i przywołany nowym imieniem przybiega z radością na paszczy.
Jest naprawdę niesamowity i rozumiem już teraz, dlaczego posiadanie ogara może się stać jednostką chorobową. To najbardziej oddana zadziora, jaką kiedykolwiek miałam okazję wziąć pod swój dach Tak ufny, otwarty na ludzi i głodny ludzkiej obecności... Chyba nie muszę się w tym temacie rozpisywać - po prostu macie na forum kolejną zakochaną właścicielkę. To był naprawdę dobry wybór. Jest szalenie mojszy!
I śpi w pozycjach, których istnienia nawet nie podejrzewałam
(Wioleto, dziękuję! Przyjedziemy z wizytą, kiedy tylko będzie to możliwe )