Pomoc dla PSOTY
Re: Pomoc dla PSOTY
Życzymy ,żeby wyniki swoje a życie swoje wbrew wszystkiemu jak to tu ktoś mówił natura wie co robi
Re: Pomoc dla PSOTY
Zapomnijcie o wynikach i róbcie swoje, leczy się pacjenta nie wyniki
"...wcale nie wyprzedziliśmy zwierząt i roślin na drodze ewolucji. Po prostu one poszły w jedną stronę, a my w drugą."
Re: Pomoc dla PSOTY
Sarabanda dobrze pisze - jeżeli jest poprawa to jest się czego trzymać !SARABANDA pisze:Zapomnijcie o wynikach i róbcie swoje, leczy się pacjenta nie wyniki
A my będziemy nadal trzymali kciuki !
- kasiawro
- Sołtys Wsi Ogarkowo
- Posty: 13065
- Rejestracja: środa 15 paź 2008, 08:09
- Gadu-Gadu: 13373652
- Lokalizacja: Niemcza /Dolny Śląsk
Re: Pomoc dla PSOTY
Co u Psoty, już ćwiczycie na bieżni?
Dawajcie znać, bo my cały czas myślimy o Was
Dawajcie znać, bo my cały czas myślimy o Was
Re: Pomoc dla PSOTY
Dawajcie znać, bo my cały czas myślimy o Was [/quote]
Tak jest!
Tak jest!
Re: Pomoc dla PSOTY
Psota regularnie ćwiczy pod okiem rehabilitanta i idzie jej bardzo dobrze. Nie wiem jak z bieżnią ale na basen uczęszcza Ania teraz wzięła urlop więc na pewno Psota dostanie kolejne mocne wsparcie w swoim dochodzeniu do sprawności
A małe sukcesy już są na koncie bo ostatnio ptaszki ćwierkał,y że już ma za sobą pierwszą dłuższą prostą, którą przeszła samodzielnie Na razie w pokoju ale...
A małe sukcesy już są na koncie bo ostatnio ptaszki ćwierkał,y że już ma za sobą pierwszą dłuższą prostą, którą przeszła samodzielnie Na razie w pokoju ale...
Re: Pomoc dla PSOTY
Dzielna psina i jej pani !
- Ania_i_Psota
- Posty: 11
- Rejestracja: poniedziałek 12 sty 2009, 18:23
Re: Pomoc dla PSOTY
Niestety, 9 marca musiałam podjąć najtrudniejszą decyzję w moim życiu Dopiero teraz jestem w stanie cokolwiek napisać.
Dzień wcześniej byłyśmy na wizycie kontrolnej u neurologa, który operował PSOTĘ. W międzyczasie pojawiły się u niej niepokojące objawy: mimo leków ponowne ataki padaczkowe, po których nastąpiło gwałtowne cofnięcie w postępach, znów przestała chodzić, wzmogły się też objawy porażenia krtani do tego stopnia, że każdy łyk powodował zachłystywanie się wodą.
Neurolog w trakcie badania potwierdził m.in. porażenie krtani, porażenie mięśni twarzowych (stąd nie czułą bólu przy przygryzaniu fafli przy każdym posiłku, stąd ranki i wygryziony fragment), ślepotę na oko po przeciwnej stronie wyciętego guza. Zdiagnozował też, niestety, zachłystowe zapalenie płuc (konsekwencja ciągłego zachłystywania), dostała antybiotyk. Jego zdaniem wszystkie objawy wskazywały na wznowę. Zaproponował jeszcze dla pewności za kilka dni rezonans.
Choć miałam oczywiście z tyłu głowy złe histopaty, żyłam nadzieją, że wbrew wszystkiemu chorobę pokonamy. Co drugi dzień byłyśmy na bieżni wodnej. Na początku w postępach szła jak burza, po atakach cofnięcie, ale obie nie poddawałyśmy się. Były dwa kroki do przodu, jeden w tył i na odwrót. Ponieważ wyglądało na to, że sunia się nie poddaje, wspierałam ją. Ta diagnoza to był jednak dla mnie cios.
Następnego dnia stan PSOCI zaczął się gwałtownie pogarszać, dostała duszności, zaczęła oddychać powłokami brzusznymi. Uznałam, że nie ma na co czekać. Wzięłam na ręce moje kochane 28 kg i pojechałam do lecznicy. Tam wetka powiedziała, że to kwesta godzin, kiedy zachłyśnie się na dobre. Nie chciałam, żeby dłużej się męczyła. Od operacji nasza dwumiesięczna walka o życie się zakończyła.
Moja ukochana, śliczna, radosna sunia, z którą przeżyłam 12 lat i która zmieniła moje życie - mój pierwszy i pewnie ostatni psiak - odeszła w ciszy. Mam nadzieję, że jak ludzie - do lepszego świata, gdzie nie czuje już bólu. Pozostanie na zawsze w moich wspomnieniach. Teraz wciąż ogromny ból i... pustka
Dzień wcześniej byłyśmy na wizycie kontrolnej u neurologa, który operował PSOTĘ. W międzyczasie pojawiły się u niej niepokojące objawy: mimo leków ponowne ataki padaczkowe, po których nastąpiło gwałtowne cofnięcie w postępach, znów przestała chodzić, wzmogły się też objawy porażenia krtani do tego stopnia, że każdy łyk powodował zachłystywanie się wodą.
Neurolog w trakcie badania potwierdził m.in. porażenie krtani, porażenie mięśni twarzowych (stąd nie czułą bólu przy przygryzaniu fafli przy każdym posiłku, stąd ranki i wygryziony fragment), ślepotę na oko po przeciwnej stronie wyciętego guza. Zdiagnozował też, niestety, zachłystowe zapalenie płuc (konsekwencja ciągłego zachłystywania), dostała antybiotyk. Jego zdaniem wszystkie objawy wskazywały na wznowę. Zaproponował jeszcze dla pewności za kilka dni rezonans.
Choć miałam oczywiście z tyłu głowy złe histopaty, żyłam nadzieją, że wbrew wszystkiemu chorobę pokonamy. Co drugi dzień byłyśmy na bieżni wodnej. Na początku w postępach szła jak burza, po atakach cofnięcie, ale obie nie poddawałyśmy się. Były dwa kroki do przodu, jeden w tył i na odwrót. Ponieważ wyglądało na to, że sunia się nie poddaje, wspierałam ją. Ta diagnoza to był jednak dla mnie cios.
Następnego dnia stan PSOCI zaczął się gwałtownie pogarszać, dostała duszności, zaczęła oddychać powłokami brzusznymi. Uznałam, że nie ma na co czekać. Wzięłam na ręce moje kochane 28 kg i pojechałam do lecznicy. Tam wetka powiedziała, że to kwesta godzin, kiedy zachłyśnie się na dobre. Nie chciałam, żeby dłużej się męczyła. Od operacji nasza dwumiesięczna walka o życie się zakończyła.
Moja ukochana, śliczna, radosna sunia, z którą przeżyłam 12 lat i która zmieniła moje życie - mój pierwszy i pewnie ostatni psiak - odeszła w ciszy. Mam nadzieję, że jak ludzie - do lepszego świata, gdzie nie czuje już bólu. Pozostanie na zawsze w moich wspomnieniach. Teraz wciąż ogromny ból i... pustka